Informujemy, iż w dniach 22-26.04.2024 sklep w Poznaniu będzie czynny w godzinach 9:00-17:00!
x
O zakupie pierwszego Land Rovera słów parę... , cz. I

O zakupie pierwszego Land Rovera słów parę... , cz. I

05.06.2020

W dzisiejszych czasach, gdy chcemy kupić samochód, pierwszą czynnością jaką wykonujemy jest sprawdzenie ofert w Internecie. To dobrze, mamy wybór, nie musimy kupować tego, co jest w zasięgu wzroku. Odległości również znacząco się zmniejszyły i wyprawa ze Szczecina do Rzeszowa lub odwrotnie, by kupić samochód już nikogo nie dziwi.

Mnogość ofert, które znajdujemy w internecie może czasami przyprawić o zawrót głowy. Jak więc zweryfikować, po który samochód opłaca nam się jechać, a po który nie? Jeśli kupujemy Land Rovera najnormalniej w świecie - nie da się! Możemy natomiast przesiać oferty przez sito i od progu niektóre z nich uznać za zupełnie nie warte naszej uwagi. Tylko jak?

W cyklu kolejnych artykułów, w lekko humorystyczny sposób postaramy się podsunąć Wam kilka podpowiedzi. Mamy nadzieję, że pomogą, szczególne tym osobom, które na co dzień są mistrzami innych profesji niż bardzo ciekawy świat mechaniki samochodowej. Złośliwi twierdzą, że każdy Land Rover jest paszportem do tego świata. My bez cienia złośliwości zgadzamy się z tym – nie ma takiego Land Rovera, którego nie dałoby się jeszcze bardziej usprawnić lub zmodyfikować.

Kupujemy oczami, czyli - ZDJĘCIA

Ludzie zarobkowo sprzedający samochody są lepszymi fotografami niż zawodowcy. Nie potrzebują Photoshopa, bo już sama technika robienia zdjęć jest tak zaawansowana, że nie trzeba nic poprawiać.

Podstawową sztuczką odświeżającą lakier samochodu jest zrobienie zdjęcia na mokro. Ginie większość przebarwień i rys, lakier jest błyszczący i wygląda na świeży. Ameryki nie odkryliśmy i szybko zauważymy, że już wszyscy robią zdjęcia na mokro. Choć jak się znajdzie jakieś na sucho, to może warto zatrzymać się nad nim na chwilę.

Kolejną ciekawą praktyką jest kierowanie obiektywu w stronę pojazdu w taki sposób by „wgniot” pokrywał się z blaskiem odbijającego się od lakieru słońca. Najlepsi potrafią w ten sposób zamaskować naprawdę duże uszkodzenia poszyć nadwozia. Wirtuozerią jest schować w ten sposób wytarte siedzisko kierowcy.

Jeśli sprzedający na aukcji wstawił więcej zdjęć, ale w jakiś dziwny sposób któraś strona samochodu nie jest na nich ujęta, możemy przypuszczać, z dużą szansą na trafienie, że właśnie na tej stronie samochodu kryje się niemiła niespodzianka.

Oczywiście by nie spisywać na straty ciekawego okazu z tak błahej przyczyny jak brak zdjęć któregoś elementu, możemy skontaktować się ze sprzedającym i poprosić o przesłanie za pośrednictwem poczty elektronicznej większej ilości zdjęć. Jeśli dośle, to super. Może, lekki niesmak, że o mały włos uczciwemu sprzedawcy nie przypięliśmy metki oszusta. Jeśli zaczną się wykręty, brak czasu, zepsuty aparat, nastoletnia córka zabrała kabelek do komputera na wycieczkę szkolną, powinno od progu dać nam to do myślenia, jednak nadal nie skreślać samochodu z listy „branych pod uwagę”.

Zdjęcia wnętrza to już wyższa szkoła jazdy. Popularne są zdjęcia jak w prospekcie, czyli od tyłu auta i lekko z góry. Pokazują piękne, czyste i niezniszczone oparcia foteli. Robione od przodu znów pokażą oparcia i zagłówki foteli przednich i tylną kanapę, zazwyczaj w stanie dużo lepszym od reszty auta. Zwróćmy uwagę, czy na zdjęciach wnętrza, nawet bardzo obszernych nie pominięto siedziska kierowcy. Jest to element wnętrza dużo mówiący o przebiegu samochodu, oczywiście, jeśli zawczasu nie zostało siedzenie wymienione na siedzenie lewe z wersji z kierownicą po prawej stronie.

Żeby drogo sprzedać samochód „handlarze” są zdolni do poświęceń. Zdjęcie licznika z przebiegiem to klasyka. Ma nas utwierdzać w przekonaniu, że przebieg podany w treści ogłoszenia jest przebiegiem faktycznym. Czy tak jest do końca nie będziemy pewni nigdy, chyba, że w książce serwisowej ostatni wpis został dokonany wczoraj. Oczywiście, jeśli samochód jest na tyle młody by książkę serwisową jeszcze posiadać.

Chętnym zakupu nastoletnich egzemplarzy zostaje tylko dokładne obejrzenie elementów wnętrza. Świeżo obszyta kierownica, wymienione mieszki dźwigni zmiany biegów i reduktora oraz gumki na pedałach to powód do podejrzeń, że samochód nie stał pół życia w garażu, a raczej sporo świata zwiedził.

Warto poprosić też sprzedającego o wysłanie zdjęć, w danym modelu miejsc newralgicznych, jeśli chodzi o występowanie ognisk lub zaawansowanego już stadium korozji. O które miejsca chodzi dowiemy się w prosty sposób z różnych forów internetowych. Serwery są wręcz przeciążane tego typu informacjami.

Autor: Joachim "Chimas"