Snorkel - oddychaj głębiej
Każdy, kto kupił swego wymarzonego Land Rovera, chce sprawdzić jego możliwości. Zaczyna od wypadu za miasto czy na tor off-roadowy. Dzielnie uczy się pokonywać wzniesienia i strome zjazdy, zakopuje się w błocie i z niego wykopuje. Dzięki temu następnym razem będzie wiedział, jak przejechać daną przeszkodę bez asysty łopaty. Między wypadami w teren stara się doposażyć auto do swoich potrzeb i ambicji terenowych. Jednak apetyt rośnie w miarę jedzenia i w którymś momencie każdy ma ochotę umieścić w albumie rodzinnym zdjęcie swojego samochodu zanurzonego przynajmniej po klamki w wodzie.
Z lekcji fizyki wiemy, że silniki o zapłonie samoczynnym mogą z powodzeniem pracować pod wodą, jeśli będą miały zagwarantowany stały dostęp powietrza i możliwość wyrzucenia spalin. Z tym drugim, w przypadku naszych samochodów, nie będzie większego problemu. Siła wypychania gazów z ich układu wydechowego jest wystarczająco duża, by wypchnąć ziemniaka włożonego przez jakiegoś żartownisia w końcówkę wydechu, a co dopiero same spaliny, nawet pod wodą. Uwagę musimy jednak poświęcić dopływowi powietrza do silnika. Celowo piszemy przede wszystkim o silniku wysokoprężnym. W jednostce napędowej o takiej konstrukcji dostanie się do komory spalania czegoś innego niż gaz jest dla niej praktycznie wyrokiem śmierci albo co najmniej zapowiedzią poważnej operacji polegającej na wymianie korbowodów. Stopień sprężania w silnikach Diesla wynosi około 20:1, więc dla serca naszego pojazdu nie będzie już miało większego znaczenia, czy do cylindra dostała się woda, inna ciecz, czy nasypaliśmy tam kamieni. Uszkodzeniu ulegnie najsłabszy element – w tym wypadku (zazwyczaj) wspomniany korbowód.
Fakt, że silnik o zapłonie iskrowym lepiej zniesie „zassanie” wody, nie znaczy, że o dolot powietrza również nie należy zadbać. Wprawdzie jednorazowe zassanie wody raczej nie uszkodzi silnika bezpowrotnie, jednak do momentu usunięcia cieczy z cylindrów, unieruchomi nasz pojazd. Warto nadmienić, że wykręcanie wszystkich świec zapłonowych w widlastej ósemce, by wydmuchać zeń wodę, do najprzyjemniejszych nie należy.
Hołdując zasadzie „lepiej zapobiegać niż leczyć”, musimy zakupić snorkel, czyli podniesiony pobór powietrza. W przeciwnym razie możemy zapomnieć o brodzeniu poniżej wysokości fabrycznego punktu zasysania.
Historia tego akcesorium sięga czasów I wojny światowej, kiedy zaczęto go montować w samobieżnych maszynach wojskowych, by podnieść ich zdolność pokonywania przeszkód wodnych, oraz pierwszych łodziach podwodnych zasilanych silnikami Diesla. Zaprojektował go James Richardson w 1916 roku w Szkocji. Zmiana konstrukcji łodzi podwodnych spowodowała brak konieczności zasysania powietrza atmosferycznego znad powierzchni wody, przez co snorkele zniknęły z marynarki wojennej. W latach dwudziestych i trzydziestych ubiegłego stulecia znalazły natomiast zastosowanie w pojazdach cywilnych specjalnego przeznaczenia, takich jak maszyny rolnicze czy leśne, oraz w transporcie drogowym.
Snorkel w naszym samochodzie terenowym to nie tylko głębokość brodzenia pojazdu do wysokości ust kierowcy, to także powietrze zasysane wyżej, wolne od wzbijanego przez koła kurzu i brudu. Mniejszy jest zatem stopień zabrudzenia filtra powietrza między wymianami, co przekłada się na mniejsze spalanie i zwiększone osiągi silnika.
Wiemy już, że chcemy mieć snorkel – pytanie tylko: jaki? Parafrazując słowa pewnego off-roadowca można powiedzieć: – dobrze mieć snorkel, jeszcze lepiej – szczelny. Obecnie rynek oferuje sporo produktów tego typu. Występują zarówno metalowe, jak i z tworzyw sztucznych. Snorkel, wbrew pozorom, musi być bardzo wytrzymały na urazy mechaniczne. Montowany zazwyczaj na przednim błotniku i „słupku A” pojazdu, ma niełatwe życie, gdyż obrywa gałęziami, ociera się o drzewa, czy kładzie na ziemi. Z tego powodu, jeśli samochód będzie służył nam jako środek transportu w dalekich podróżach, nie ma tu miejsca na środki zastępcze. Snorkel uszkodzony między dwiema przeprawami wodnymi może nam przysporzyć sporo kłopotu. Dobrze, jeśli usterkę uda nam się zauważyć, gorzej gdy snorkel pęknie gdzieś od środka, dlatego „wydmuszki” z włókna węglowego i żywicy to nie najlepsze rozwiązanie. Oczywiście, możemy go wykonać sami ze stali lub aluminium, jednak próby samodzielnego zbudowania snorkela z tworzyw sztucznych to zdecydowanie strata czasu. Do tych z metalu powinniśmy się przyłożyć, nie zapominając również o estetyce – (no chyba że chcemy, by zdjęcia naszego pojazdu krążyły po forach internetowych 4x4 w dziale „drwiny i kpiny”) .
Zdecydowaliśmy się na zakup nowego, fabrycznego „kominka”. W przypadku Land Roverów - spotkamy dwie wiodące marki: Safari oraz Mantec. Pierwsza z firm to australijski producent snorkeli do wszystkich popularnych samochodów z napędem 4x4. Kontynent, z którego pochodzi, sam wskazuje, że nie ma tu miejsca na kompromisy. Firma, założona w latach osiemdziesiątych, do niedawna specjalizowała się w wytwarzaniu wyłącznie snorkeli - na początku do samochodów popularnych w Australii, z czasem rozszerzyła swą ofertę o wszystkie popularne modele 4x4. Praktycznie od samego początku działania firmy nadal można kupić ich akcesoria do samochodów z „zielonym jajkiem”. Są to też najczęściej podrabiane snorkele na świecie. Masowe podróbki tych produktów skłoniły firmę, by poddać swoje oraz łudząco podobne snorkele konkurencji testowi na wytrzymałość. Ekspertyza wykazała, że pomimo wykorzystania tego samego materiału (polietylen), procedura produkcji Safari Snorkels zwiększa wytrzymałość ich produktów ponad 2,5 raza w temperaturze pokojowej, oraz ponad 6 razy w temperaturach poniżej minus 18 stopni Celsjusza.
Drugi wspomniany producent to Mantec, brytyjska firma założona w 1989 roku jako dostawca części do Land Roverów. Jak wspomina założyciel firmy, zdecydował się on na produkcję własnego doposażenia off-roadowego do samochodów tej marki, gdyż zauważył lukę na rynku akcesoriów. Denerwowało go, że gdy klient chciał założyć snorkel w swoim Defenderze, musiał zaproponować mu długą listę dość drogich, oryginalnych elementów składowych, w tym odcinka stalowej rury. Postanowił więc wyprodukować dla Defendera własny zestaw podnoszący poziom brodzenia. Jednym z problemów, był tzw. „grzybek”, czyli zakończenie snorkela chroniące przed dostawaniem się do układu deszczu czy śniegu. Oryginalny był drogi, a możliwość wyszukiwania takich produktów bardzo ograniczona. W rozwiązaniu pomógł mu kolega, podpowiadając, że może je kupować w jednym z pobliskich sklepów z akcesoriami rolniczymi. Jako ciekawostkę, można dodać, że ów kolega obecnie mieszka w Polsce. Pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę. Obecnie firma Mantec produkuje całą gamę akcesoriów do wszystkich Land Roverów, jednak nadal głównym profilem ich działalności są wysokiej klasy podniesione pobory powietrza. W pierwszych latach wytwarzała tylko stalowe snorkele, później rozszerzyła swoją ofertę również o bardzo wytrzymałe produkty plastikowe.
Oczywiście producentów jest więcej niż dwóch, niestety większość z nich to podróbki powyższych. Często produkowane dlatego, że choć markowe snorkele są tańsze od oryginalnych Land Roverowych, to jednak nadal nie należą do tanich. Dlatego powstała używająca niskogatunkowych materiałów i gorszych technologii produkcji klasa średnia. Co prawda odbiega ona wytrzymałością od opisywanych w tym artykule, jednak nadal jest o niebo lepsza od włókna i żywicy.
Po raz ostatni pozwolimy sobie podkreślić fakt, że jakość ma znaczenie, a koszt zakupu dobrego snorkela
czasem może okazać się dużo niższy niż taniego, jak również remontu silnika. Na pocieszenie dodamy, że możliwe jest znalezienie zarówno markowego produktu używanego w konkurencyjnej cenie, jak i fabrycznie nowego na wyprzedażach sklepów zajmujących się sprzedażą akcesoriów terenowych. Wyszukanie ich zajmie nam co prawda trochę czasu, ale naprawdę warto.
Jeśli jednak nie masz czasu ani ochoty na przekopywanie się przez czeluści internetu, sprawdź snorkele w ofercie naszego sklepu